Wiele słyszałam o miłości bezwarunkowej, wydawało mi się nawet, że i ja potrafię tak kochać. Jakże bardzo byłam w błędzie.
Pierwszy pokazał mi to mój syn. Miłość do dziecka jest absolutnie wyjątkowa. To właśnie on nauczył mnie prawdziwej miłości. I nadal jeszcze uczę się jej od niego.
Pokazał mi, że bardziej go kocham kiedy jest grzeczny, kochany, nie stwarza problemów, słucha się mnie i wykonuje moje polecenia.
Oj tak! Wtedy kochałam go bardzo mocno. Jestem z niego dumna, że taki dobrze wychowany, inteligentny, bystry, ładny – MÓJ. To, że on jest taki powodowało, że ja czułam się lepsza. Byłam dobrą mamą, bo miałam kochane dziecko.
I nagle uświadomiłam sobie jak bardzo go tym krzywdzę. Co w momencie kiedy on popełnia swoje błędy, kiedy doświadcza życia, uczy się? Czy moja miłość aby na pewno daje mu na to przestrzeń? Nie ocenia, nie oczekuje, nie wymaga.
Bolesne było uświadomienie sobie, że on w ogóle nie jest mój. Ja tylko pełnię pewną funkcję w jego życiu. Moją rolą jest się nim opiekować, chronić go i kochać. Ale kochać bezwarunkową, a nie zaślepioną czy zaborczą miłością.
On jest wolny, a moją rolą jest uszanować jego wolność, wspierać go w niej i umacniać. Pokazywać mu życie, ale jednocześnie pozwalać go doświadczać empirycznie. Po swojemu. Zawsze go kochając.
Kolejnymi nauczycielami byli wszyscy przyjaciele, którzy odeszli oraz partnerzy, którzy mnie nie chcieli.
Zrozumiałam, że nadal mogę ich kochać. Nadal mogą być w moim sercu, ważni, wyjątkowi. Ale jeżeli ich kocham, to życzę im jak najlepiej. Pragnę ich szczęścia. Skoro nie znaleźli go przy mnie, to zwracam im wolność właśnie z miłości do nich, aby mieli szansę to szczęście odnaleźć. To wcale nie muszę być ja, ta, która ich uszczęśliwi. Szczerze mówiąc, nikt nie jest w stanie ich uszczęśliwić oprócz ich samych. Ale o tym już sami muszę się przekonać. Ja ze swojej strony nadal mogę ich wspierać, nawet nie będąc przy nich. Nie mając z nimi kontaktu nadal mogę okazywać im miłość. Poprzez moje myśli i emocje.
Miłość nie jest warunkiem. Będę cię kochała, ale tylko jak będziesz ze mną. Gdy ty będziesz mnie kochał i wielbił, będziesz dla mnie dobry albo zły, wierny, hojny, cierpliwy itp, itd. Miłość po prostu jest.
Nie obarczam cię odpowiedzialnością za moje szczęście lub jego brak. Już rozumiem, że szczęście to mój wybór i moja odpowiedzialność. Tylko ja mam na nie wpływ. Twoja obecność lub nieobecność nie powinna niczego zmienić. Ja nadal kocham. Miłość jest we mnie. Jest szacunkiem, akceptacją, otwartością, wolnością, przyjęciem.
Ale żebym mogła w pełni szanować ciebie, najpierw muszę nauczyć się uszanować siebie. Abym mogła w pełni zaakceptować ciebie, muszę zaakceptować w pełni siebie. Abym mogła otworzyć się na ciebie, najpierw potrzebuję otworzyć się na siebie. Muszę poczuć moją wolność, abym mogła ofiarować wolność tobie. Jeżeli chcę kochać ciebie, najpierw muszę pokochać siebie.
Tylko będąc pełnią mogę kochać bezwarunkowo. Tak długo jak czuję w sobie brak, pustkę, głód – szukam dopełnienia. Oczekuję, że ty coś mi dasz, coś wypełnisz i naprawisz mnie, nakarmisz.
Zrozumienie tego zajęło mi sporo czasu, wysiłku i łez. Nie raz na ten temat kłóciłam się z Bogiem. Nadal się tego uczę, ale też wiele już zrozumiem.
Nie biorę już odpowiedzialności za twoje emocje i uczucia. Jestem w pełni odpowiedzialna tylko za to, co czuję ja.
I nie obarczam ciebie odpowiedzialnością za moje emocje.
Teraz już rozumiem, że jeżeli nie okazujesz mi szacunku pokazujesz mi tylko, że ja nie szanuję siebie. Kiedy mnie zdradzasz, wiem, że ja nie jestem wierna sobie. Kiedy mnie ranisz, rozumiem, że nie kocham siebie. Swoim zachowaniem pokazujesz mi jak ja traktuję i cenię siebie.
Czy będę potrafiła nie chcieć cię zmieniać, ulepszać i naprawiać?
Czy znajdę w sobie przestrzeń i odwagę, aby zaakceptować ciebie w pełni i uznać za pełnię?
„Mijają kolejne lata, a ja nadal tęsknię. Nadal czekam.
Nie mogę z Tobą być. Ty nie możesz być ze mną.
I czasami tak bardzo chcę, że tracę zmysły.
I tak bardzo wiem, że nie mogę. Dla dobra nas obojga.
A może Wszechświat po raz kolejny mnie uratował i ochronił.
A może czas zaufać, że skoro odebrał nas sobie, to znaczy, że przygotował dla nas coś lepszego.
Czy jestem gotowa zaufać i dać sobie szansę na nowe?
Czy jestem gotowa nadal Cię kochać, ale nie żądać niczego w zamian?
Wypuścić Cię z mojego świata i otworzyć się na nieznane.
Jestem gotowa, bo nie mam innego wyjścia.
Wszechświat i tak już zadecydował.
Dziękuję Ci, że byłeś częścią mojego świata i częścią mnie.
Zwracam Ci to, co Twoje i odbieram to, co moje.
Zwracam wolność nam obojgu. Z miłością.”
~ Joanna
Udostępnij